Punkt krytyczny.
- michalleciej
- Jun 3, 2019
- 4 min read
Updated: Jan 4, 2022

Dotarłem do punktu krytycznego w swoim życiu. Kolejnego. Ile jeszcze takich będzie? To właśnie przestaje mnie interesować. To jedna z ważniejszych dla mnie lekcji. Skupiam się całkowicie na tym punkcie. W nim kryje się najistotniejsza prawda dla mnie dostępna.
Prawda, jaka do mnie dociera, zdumiewa mnie, gdyż sama w sobie jest zupełnie prosta oraz zupełnie jasne jest, dlaczego tak trudno, wręcz niemożliwe, jest do tej prawdy dotrzeć.
Co to za prawda?
Wszystkie decydujące momenty mojego życia były, są i będą rezultatem batalii dwóch energii – lęków i namiętności.
Dlaczego tak trudno do tej prawdy dotrzeć?
Gdyż cały nasz Stary Świat – tak nazywam świat przed punktem krytycznym – jest tak skonstruowany, by na naszych lękach i namiętnościach grać, a przez to zarządzać nimi. Jak odbywa się zarządzanie? Poprzez nieprzeniknione kłębowisko zasad, reguł, nakazów, zakazów, przykazań, norm oraz odpowiednio zmyślonych pojęć-definicji-prawd-wartości, jak sprawiedliwość, moralność, wierność, zdrada, powinność, bóg, honor, ojczyzna, wiara, edukacja, kariera, zaufanie, kult związku, rodzina, wychowanie, tradycja, prywatność, własność prywatna, dobro ogółu, ojciec, matka, nawet szacunek, tolerancja, które są pojęciami-wytrychami służacymi znakomicie do zarządzania lękami i namiętnościami zwyczajnego człowieka, zamieszkującego Stary Świat.
Zasada działania jest prosta. Masz być dokładnie taki jak inni. Prosty w obsłudze, przeciętny, łatwo sterowalny. Uległy. Masz żyć według zasad, które przystoją cywilizowanemu człowiekowi. I masz zmieć przekonanie, że jesteś zajebisty albo że jesteś zerem (w sumie to jedno i to samo)
Moja historia:
Zostałem poczęty w tradycyjnej rodzinie. Narodziłem się w zmechanizowanym szpitalu i doznałem pierwszego nieodwracalnego szoku podczas nienaturalnego porodu, a moim pierwszym doświadczeniem po wyjściu z rajskich warunków wód płodowych były zimne łapy jakiegoś faceta-autorytetu-lekarza. Potem zachwyt rodziców i naiwność, że wychowanie mnie będzie piękną podróżą. Następnie edukacja, która pod hasłem rozwijania dzieci, dzieci upośledza, podcina skrzydła i ze wszystkich robi identyczne owce, gotowe do zaprzęgnięcia w cugle pogoni za kasą dla siebie i państwa. Dla dobicia zakładam jedyną moralnie poprawną strukturę – rodzinę, sprowadzam do swego chorego świata dzieci, biorę kredyt, stawiam betonowy bunkier i na tym koniec. Czy czyta to ktoś, kto nie przeszedł takiej, czy podobnej ścieżki formatującej? A więc mamy miliony owieczek napierdalających wyuczone rzeczy, których nie czują, duszących się w korporacjach, czy własnych biznesach, w rodzinach lub w frustracji braku rodziny, w związku lub ślepo związku poszukujących i gromadzących, gromadzących, gromadzących kasę i produkujących, produkujących, produkujących hałdy śmieci.
Do sedna.
"Oto największa tajemnica" ... zniewolenia. Istota ludzka żyje podłóg swych lęków i namiętności – a wszystkie nasze lęki i namiętności są skatalogowane i połączone w pary z jednym z pojęć-definicji-prawd-wartości, które wylistowałem powyżej. Więc jeżeli istota ludzka poczuje lęk lub namiętność i będzie chciała coś z nim zrobić, system Starego Świata wybije jej to z głowy, podmieniając jego indywidualne działanie, słusznym działaniem ogólnym.
Kilka przykładów transformacji w owce:
Dziecko nie lubi się uczyć. Rodzice się boją. W miejsce lęku aplikują „edukacja” jest ważna.
Dziecko się dotyka. Rodzice się boją. W miejsce lęku aplikują „moralność”.
Dziecko jest agresywne, bo nie może znieść patoligii rodzinnej. Rodzice się boją. Aplikują „wychowanie”.
Dziecko chce iść na inne studia. Rodzice aplikują „tradycję”.
Nastolatek/nastolatka chce spróbować seksualności. Rodzice aplikują „religię”.
Para dwudziestolatków żyje bez ślubu. Rodzice i społeczeńtwo aplikują „moralność” lub „religię”.
On/ona będąc w związku, poznaje kogoś, kto rozbudza jego/jej namiętność. „Wierność”, „zdrada”, „kult związku”.
Są pięć lat razem. Czas na dzieci! Aplikacja „rodziny”, „tradycji”, „powinności”.
Są ze sobą 15 lat w relacji bez intymności. „Kult związku”, „tradycja”, „religia”.
On siedzi 10 godz w pracy. Ona usycha przy dzieciach. „Kariera”, „rodzina”, „sprawiedliwość”.
Średnia krajowa, ale kredyt na mieszkanie na 30 lat biorą. „Rodzina”, „własność prywatna”.
Wakacje. On/ona potrzebuje dystansu. Ale znów jadą razem. „Rodzina”, „ojciec”, „matka”.
I tak dalej w nieskończoność...
Rozwijamy się poprzez podążanie za namiętnościami i poprzez wchodzenie w lęki. A Stary Świat nam tego zakazuje. I co najciekawsze – z biegiem czasu SAMI SOBIE APLIKUJEMY wytłumaczenia! I czujemy, że to poprawna postawa, i chwalą nas bliscy. Ale w głębi serca wzmaga się cierpienie. Wzmaga się mrok niezgody, żal do życia, wycofanie, pretensje do samego siebie, zgorzknienie, a przez to agresja i głośne pierdolenie jak to u mnie „wszystko w porządku”. No bo przecież nie przyznam się, że brak mi wolności! Nie przyznam się, że brak mi miłości! Wybieram za to wymówkę z katalogu wartości Starego Świata i gram dalej swój teatrzyk.
Mi wystarczy.
Punkt krytyczny to moment, kiedy nie mam już wewnętrznej zgody na odgrywanie swego teatrzyku. Jakąż potężną moc ożywczą czuję, gdy pozwalam sobie podążyć za namiętnością, kiedy daję sobie prawo – nie boję się wyśmiania, wygnania – że mam lęki, że się boję, że się pogubiłem, że po prostu kurwa ... "nie wiem", że nie znam przyszłości, że nie wiem co będzie z moimi dziećmi, co będzie z moją relacją, nie wiem dokąd zmierzam, nie wiem kogo spotkam i nie wiem kiedy nadejdzie śmierć...
Ale czuję jedno, że będę ufał swym namiętnościom i swym lękom i będę za nimi podążał. W Nowym Świecie obowiązuje inne parowanie wartości:
Każdemu lękowi towarzyszy prawda.
Każdej namiętności towarzyszy odwaga.
Proste, prawda? Tylko dlaczego takie niewykonalne? Bo nauczyliśmy się bać lęków. Bo nauczyliśmy się piętnować namiętności. Bo staliśmy się cywilizowanymi owcami, i na każdy ból od razu aplikujemy pain-killer. I przestajemy czuć ból, przestajemy czuć cokolwiek, gaśniemy.
Dodatkowo, tak trudno o natknięcie się na przykłady, że takie życie jest możliwe. A nikt nie chce iść przez życie sam... Ale czy to wystarczający argument, by pędzić żywot ślepej owcy, podczas gdy jesteśmy wolni, inteligentni i mamy tę, no ... jak ona się nazywa ... własną wolę???
Mnie ten Nowy Świat korci jak cholera. Boje się go, bo muszę wejść w niego zostawiając wszystkie swoje „wiem” i „jestem pewien”. Ale prawda i odwaga są zbyt kuszące, i na dodatek łączy je jeszcze jedna wartość, energia, czy moc – a jest nią ufność. Ufność w prawdziwe, sprzyjające życie. Prawdziwe, odważne, magiczne, pełne, kompletne, bezkompromisowe. Nawet jeżeli miałoby trwać chwilę.
Spotkamy się?
Mam nadzieję, że tak. Ale tylko w Nowym Świecie...
Comentarios