top of page

Kto ma "rację"?

  • michalleciej
  • Mar 2, 2017
  • 5 min read

Updated: Jan 4, 2022


Lubimy mieć rację. Lubimy czuć, że nasza wiedza jest niepodważalna. Gdy mamy rację, czujemy się „panami sytuacji”.

A jak się czujemy, gdy nie mamy racji? Bez komentarza.

Racja, to tylko pozornie niewinna istota. Gdy się jej przyjrzeć bliżej, jest jak mała grudka złota w rękach opętanego poszukiwacza, który odda wszystko, by ją posiąść, mimo że już dawno zapomniał, po co mu ona. I tak jak przysłowiowa porcja złota, tak i pałętająca się swobodnie racja, potrafi być przyczyną niejednej tragedii. Gorączka złota uzależnia. Pogoń za racją także. Co je łączy? Złoto błyszczy. Człowiek mający rację też „błyszczy”. A najgorsze jest to, że i złoto i racja potrafią być przyczyną rozpadu wielu pieknych relacji.

Albo masz rację, albo masz przyjaciół. Wybór należy do Ciebie.

Mam wrażenie, że próba wyjaśnienia czym jest racja, pomoże zrozumieć powagę zagadnienia oraz jakie miejsce racja zajmuje w relacjach.

Racja nie jest tylko wskazaniem faktu, czy prawdy. To byłoby zbyt proste. Oczywiście można pokusić się o przyznanie sobie racji na osobności, gdy uda nam się udowodnić jakiś eksperyment. I wrzeszczysz:

Eureka! Mam rację. Jest tak jak zakładałem. Jaki jestem mądry!

Zgadza się – jednak w takim przypadku pominięta zostaje destrukcyjna strona racji – czyli brak racji.

Żeby racja ukazała swe pełne oblicze potrzebne są dwie osoby. W rozmowie, przy sporze, czy w jakiejkolwiek dywagacji, dochodzi, prędzej czy później, do rozbieżności zdań. Jeżeli dyskusja nabierze temperatury – to nieomylny znak, że obie strony argumentacji uważają, że mają rację. I paradoksalnie – zazwyczaj obie mają rację!!! Gdyż racja w ich opinii to ich punkt widzenia wyciągnięty na podstawie zgromadzonej wiedzy i doświadczeń.

Ile jest planet w Układzie Słonecznym? Dziewięć. Nieprawda – dziesięć. Skąd wiesz, widziałeś? A Ty widziałeś??

Na tym etapie dyskusji racja odsłania swoje niejawne oblicze. Dochodzą emocje – racja zamienia się w upragnioną grudkę złota i właściwie nie ma odwrotu: kończy się tym, że ktoś tę rację ma, a ktoś nie – i dawno już straciło znaczenie jaka jest w rzeczywistości prawda. Alternatywnym rozwiązaniem, może nawet częściej spotykanym, jest zakończenie sporu bez przyznania racji i tu w 99% spór kończy się słowami typu: „z idiotą nie rozmawiam”, „z Tobą zawsze tak samo, bezmózgu”, „czy Ty zaczniesz kiedyś mysleć?, tudzież „ciebie naprawdę pojebało”... Oczywiście nie ma już zupełnie znaczenia, gdzie leży prawda, a co gorsza, znaczenie straciło też, jak bliski naszemu sercu jest rozmówca... Dlatego racja jest taka paskudna – w mgnieniu oka zamienia bliską osobę w kretyna.

Zdarzają się sporadycznie sytuacje, kiedy jedna ze stron nie zatraciła się całkowicie w sporze, „klątwa potrzeby racji” nie owładnęła jej bez reszty, nie popadła ślepo w stan nieświadomego zawścieknięcia i niezależnie od tego, gdzie leży racja (to już dawno nie ma znaczenia), potrafi podjąć decyzję – jedyną konstruktywną i słuszną – o wycofaniu się ze sporu. Postawa taka wymaga odwagi, świadomości oraz znajmości mechanizmów emocjonalnych uniesień. Z taką umiejętnością rodzimy się rzadko, więc pozostaje nam studiowanie tematu – „Poznaj siebie” mawiali już w pierwsi filozofowie.

Czy zauważacie, że nie fakty, i nie zdarzania, są zazwyczaj przyczyną najzacieklejszych waśni? Zdarza się, że pokłócimy się o to, że nie wyniesiono śmieci - fakt. Ale znacznie bardziej prawdopodobne jest, że sedno sporu dotyczyć będzie tego, kto ma śmieci wynieść, a zwłaszcza dlaczego właśnie ja?? ... a tu już czyha pułapka w postaci pytania: kto ma rację...?

To nie spory o to jaka jest racja, tylko spory o to kto ma rację, są przyczyną wiecznych kłótni, obrażań, ucinania znajomości, kończenia związków!

Tragedia w tym, że walka o rację staje się jedynym celem adwersarzy. Niezależnie od tego, czy rozmawiają: kolega z kolegą, partnerka z partnerem, mąż z żoną, brat z siostrą, dziecko z rodzicem (i mimo tego, że zapytani w innych okolicznościach o to, jakim wartościom chołdują, odpowiedzieliby zapewne bez zastanowienia, że relacja z kolegą, szacunek dla partnera, miłość do małżonka, do dziecka) to w momencie sporu o rację, wszystkie te wartości gdzieś ulatują. Jak to możliwe?

Ludzkie ego karmi się kilkoma ulubionymi postawami, z pychą, próżnością i dumą na czele. Ich wspólną cechą jest to, że to na ślepo pchają człowieka do bycia „naj”: najmądrzejszym, najbogatszym, najinteligentniejszym, i mającym też naj-więcej racji. Skąd ta kompulsywna przypadłość? Najpewniej z dzieciństwa, kiedy to dzieciak nigdy nie ma racji, jest popychany, wyzywany od smarkaczy i głupich. Będąc dorosłym broni się przed przykrymi retroemocjami i dlatego z zawziętością musi walczyć o rację. A że każdy był kiedyś dzieckiem, to i każdy ,chcąc nie chcąc, swoje oberwał...

Jak nie dać się złapać w pogoń za racją w zagorzałej dyskusji?

Mechanizm wygląda podobnie, jak w przypadku wybuchu gniewu. Potrzebne jest uważne śledzenie narastającego wzburzenia emocji. Jeżeli zdążymy zauważyć, że spór nabiera rozpędu i rozpoznamy próbę przejęcia kontroli przez emocje – to mamy szanse się wycofać. Gdy emocje wezmą górę, to wygrała pogoń za racją.

Ta sama uważność, która pomaga śledzić emocje, może przyjść na pomoc w inny sposób. Jeżeli spór zaczyna nabierać temperatury, można resztką zdrowego rozsądku (może to być spokój albo uważność) spróbować skoncentrować się na przedmiocie sporu. Uważność pomoże nam ocenić, o co tak naprawdę w tym sporze chodzi. I w wielu, bardzo wielu przypadkach okaże się, że przedmiot sporu jest całkowicie błahy, nie ma zasadniczego znaczenia albo nawet sami nie rozumiemy jego sensu :) A co ciekawsze, paradoksalnie, sama racja skupia się właściwie zawsze na malutkim wycinku szerzej omawianego zagadnienia. Gdy spieramy się o istnienie boga, spór schodzi na to, czy anioły mają skrzydła lub jak to możliwe, że Ewa powstała z żebra Adasia. Gdy rozprawiamy o Wielkim Wybuchu – ile nanosekund trwał sam wybuch. Gdy dyskutujemy o miłości, zawężamy temat do wierności, a dalej temat wierności do sporu o ukradkowe spojrzenia. I to czy „mam rację??” w danym momencie przesłania zupełnie świat wokół nas – tracimy z oczu partnera, jego piękne uczucia wobec nas, to, że żyjemy w wspaniałym świecie po Wielkim Wybuchu, niezależnie jak długo „wybuchał” oraz że niezależnie, czy Ewa powstała z żebra Adama, czy nie, to życie Adama bez Ewy byłoby czymś niewyobrażalnie pustym i nudnym, tak samo, jak Twoje życie straciłoby urok i obecny sens bez osoby, z którą właśnie prowadzisz pełej jadu nic nie znaczący spór.

Racja jest jak przechodzenie przez rzekę po nieznanym lodzie. Co z tego, że Ty przejdziesz na drugą stronę, skoro inni powpadają do wody? Ty miałeś rację i oni mieli rację. Ale to Ty stoisz sam jak palec na drugim brzegu...

Warto?

A może olać to kto ma rację i wspólnie poszukać mostu?

Albo masz rację, albo masz przyjaciół.

PS.

Oczywiście są wyjątki, kiedy to za wszelką cenę należy bronić swej racji. No bo jeżeli ktoś chce mi perfidnie wmówić, że Warszawa kładzie Poznań na kolana, albo, że Barca rządzi, a Real jest do kitu... to to już jest maksymalne przegięcie, a ja neandertalami gadać nie będę ... bo przecież każde dziecko wie, że oni zwyczajnie nie mają racji!!!

Do cholery jasnej!!! No mam rację, czy nie?!?!?


Comments


mykonos.jpg
Co u Ciebie?

Naszła Cię jakaś refleksja?

Ludzie są ciekawi. Ciekawsi niż miejsca. I znacznie ciekawsi niż zasady, którymi się kierują.

  • Grey Facebook Icon
  • Grey Instagram Icon
  • Grey Twitter Icon

© 2016 GRU 

Słuchanie zbliża. Rozmowa prowokuje pytania. Zadawanie pytań rozwija. Masz pytanie?

bottom of page